Slawek
13,2 tys.

Michał Sopoćko. Spowiednik siostry Faustyny

„W 1933 roku poznałem siostrę Faustynę Kowalską, która od razu powiedziała, że zna mię od dawna i że mam być jej kierownikiem oraz ogłosić światu o Miłosierdziu Bożym”. Słowa te padły podczas pierwszego spotkania i musiały zaskoczyć ks. Michała Sopoćkę. Od tej pory jego życie – naukowca i duszpasterza – gruntownie się zmieniło.
Student, wykładowca, przewodnik duchowy

Michał Sopoćko urodził się 11 listopada 1888 roku na Wileńszczyźnie. W 1910 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Wilnie, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie i skierowanie do pracy w parafii w Taboryszkach. Następnie studiował na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, Uniwersytecie Warszawskim i w Państwowym Instytucie Pedagogicznym w Warszawie. Po uzyskaniu doktoratu oraz habilitacji z teologii moralnej rozpoczął pracę jako wykładowca teologii pastoralnej na Wydziale Teologicznym USB oraz w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Wilnie. Podczas studiów pełnił funkcję kapelana Wojska Polskiego w Warszawie i w Wilnie, a po ich ukończeniu został ojcem duchownym w seminarium wileńskim i spowiednikiem żeńskich zgromadzeń zakonnych w Wilnie. Otrzymał zatem świetne przygotowanie akademickie, przede wszystkim teologiczne, a także zdobył doświadczenie pedagogiczne i duszpasterskie.
Tak życie księdza Sopoćki wyglądało na rok przed przyjazdem do Wilna s. Faustyny Kowalskiej. Spotkanie z nią sprawiło bowiem, że i tak już niezwykle pracowite życie, jakie do tej pory wiódł, jeszcze bardziej przyspieszyło.
Spotkanie z s. Faustyną
Do spotkania z s. Faustyną doszło w 1933 roku, chociaż ona poznała go kilka lat wcześniej w widzeniu w Warszawie i w Krakowie. Tak – krótko, po męsku – ks. Sopoćko odnotował je w swoim dzienniku: „W 1933 roku poznałem siostrę Faustynę, która od razu powiedziała, że zna mię od dawna i że mam być jej kierownikiem oraz ogłosić światu o Miłosierdziu Bożym”. Słowa te musiały go zaskoczyć i przytłoczyć ogromem zadania, podczas gdy dla niej była to jedna z najszczęśliwszych chwil w życiu: oto ujrzała tego, który według obietnicy będzie dla niej widzialną i niezawodną pomocą. Może warto tu wyjaśnić, że kiedy s. Faustyna poznała swoją przyszłą misję, czuła się jej niegodna i nieprzygotowana do jej wypełnienia, ale skoro Pan Jezus nalegał, zaczęła Go prosić o pomoc. Później odkryła, że zanim poprosiła o tę pomoc, On już ją przygotowywał, za co gorąco Mu potem dziękowała.
Początek znajomości nie przebiegał wcale gładko, bowiem ks. Sopoćko uzależnił swoją zgodę od spełnienia dwóch warunków: siostra ma poddać się badaniom lekarskim oraz dokładnie opisać swoje życie, ze szczególnym uwzględnieniem otrzymanych wizji, natchnień oraz przeżyć duchowych. Te wymagania, jak się wydaje, nie zaskoczyły jej specjalnie, gdyż napisała: „Spowiednik [...] musi nieraz doświadczyć, musi próbować, musi ćwiczyć, musi poznać, czy ma do czynienia ze słomą, czy z żelazem, czy z czystym złotem. Każda z tych trzech dusz potrzebuje odrębnego ćwiczenia. Musi i to koniecznie spowiednik wyrobić sobie o każdej sąd jasny, aby wiedział, co ona może udźwignąć w pewnych chwilach, okolicznościach i wypadkach” (Dz. 112). Spowiednik zaś podszedł do sprawy sumiennie i naukowo. Nie dowierzał wszystkiemu, badał, sprawdzał, konfrontował swoje opinie z osobami godnymi zaufania. Tak nabrał pewności, że nie ma do czynienia z rozhisteryzowaną dewotką, ale rzeczywiście chodzi o dzieło Boże. Niedługo potem s. Faustyna napisała, że „pod jego kierownictwem szybko dusza moja postępowała w miłości Bożej...” (Dz. 144) i „dziękowała Panu Bogu za dar mądrego, wykształconego i doświadczonego spowiednika”, choć dziwiła się także, „że jest mało kapłanów, którzy umieją w duszę wlać moc i odwagę i siły, że dusza nie męcząc się, idzie zawsze naprzód” (Dz. 937).
Obraz Jezusa Miłosiernego
Po tym etapie wzajemnego poznawania się nadeszło pierwsze poważne zadanie: namalowanie obrazu Jezusa Miłosiernego według wizji z 1931 roku. Siostra znów próbowała się usprawiedliwiać, że nie jest w stanie podołać temu zadaniu, jakby Boski Zleceniodawca sam tego nie wiedział najlepiej. Jednak „szczęśliwy zbieg okoliczności” sprawił, że sąsiadem księdza okazał się malarz, Eugeniusz Kazimirowski. I tak trzy lata po wizji w Płocku powstawał obraz malowany według instrukcji siostry, w „produkcji” którego brał udział nawet jej spowiednik: malarz chciał bowiem zobaczyć, jak najlepiej oddać postawę Jezusa, a także jak ułożą się Jego szaty (za obraz, a więc i za pozowanie do niego, spowiednik musiał zapłacić z własnych funduszy). Kiedy siostra utyskiwała, że Pan Jezus nie jest tak piękny, jakim Go widziała, usłyszała, że „nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce Mojej”.
Kiedy obraz był gotowy (lato 1934 roku), nadeszło następne zadanie: „Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w waszej kaplicy i na całym świecie”. Tu pojawił się problem: Kościół jest bardzo wstrzemięźliwy w udzielaniu zgody na umieszczanie w miejscach kultu publicznego obrazów zawierających nowe treści religijne. Gdy zaś chodzi o sam obraz, to najpierw zdobił on mieszkanie spowiednika, a potem został zawieszony w ciemnym korytarzu za klauzurą u bernardynek mieszkających przy kościele św. Michała. Nie było to optymalne rozwiązanie, ale od czego są „szczęśliwe przypadki”. Tak się złożyło, że w 1935 roku trwał Jubileusz 1900-lecia Odkupienia Świata, a w Wilnie uroczystości końcowe odbywały się w Ostrej Bramie pod koniec oktawy Wielkanocy. Kiedy proboszcz sanktuarium zwrócił się z prośbą do ks. Sopoćki, aby ten wygłosił okolicznościowe kazanie, otrzymał odpowiedź pozytywną, ale pod warunkiem, że ilustracją do kazania o miłosierdziu Bożym będzie obraz Kazimirowskiego. Wizerunek został wystawiony w szczytowym oknie krużganku, z lewej strony Ostrej Bramy i udekorowany girlandami zieleni ułożonymi przez s. Faustynę.
Jeszcze raz wystawiono go w tym samym roku podczas procesji Bożego Ciała, ale dopiero w roku 1937 ks. Sopoćko zwrócił się oficjalnie do metropolity wileńskiego, abpa Romualda Jałbrzykowskiego, aby wydał zgodę na umieszczenie obrazu w kościele św. Michała na stałe. Uzyskał ją błyskawicznie już po dwóch dniach, a ponieważ było to w przeddzień Niedzieli Przewodniej, nic nie stało na przeszkodzie, aby następnego dnia dokonać uroczystego poświęcenia obrazu. Owa zgoda została jednak obwarowana dwoma ograniczeniami: obraz nie może być wystawiony w ołtarzu głównym i nie wolno informować wiernych o jego genezie ani o objawieniach s. Faustyny.
Początki kultu Miłosierdzia Bożego
Wiemy z „Dzienniczka”, że tych przeciwności i cierpień było na tyle dużo, że nawet s. Faustyna śmiała upomnieć się o swego spowiednika u Pana Jezusa, wyrzucając Mu, że utrudnia mu wykonanie dzieła, które sam przecież zaleca. Otrzymała wówczas odpowiedź: „Tak postępuję z nim, na świadectwo, że dzieło to Moim jest. Powiedz mu, niech się nie lęka niczego, wzrok Mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to. Nie za pomyślność pracy, ale za cierpienie nagradzam” (Dz. 90).
Zresztą siostra rozumiała, że im większe dzieło, tym bardziej Szatan się mu sprzeciwia, bo więcej traci! Kiedy pewnego razu prosiła Pana, by przeniósł na nią cierpienia, które miały spotkać ks. Sopoćkę, a następnie płakała, że jest ich tak dużo, otrzymała wyjaśnienie, że to „dla potrójnej korony, która mu jest przeznaczona: dziewictwa, kapłaństwa i męczeństwa” (Dz. 596).
Te niezwykłe sploty okoliczności (nie licząc rozmów z s. Faustyną) nie tylko utwierdziły ks. Sopoćkę co do źródła objawień wizjonerki, ale musiały doprowadzić go do przekonania, że dokonuje się szczególny podział „ról”: siostra otrzymuje przesłania, a on jest ich realizatorem. Tak było w przypadku obrazu „Jezu, ufam Tobie” i w sprawie wystawienia go do publicznej czci. Podobnie miała się sprawa z przygotowaniem wiernych i... duchowieństwa (przede wszystkim hierarchii) do zaakceptowania nowych form kultu Bożego Miłosierdzia. Ksiądz Sopoćko wiedział od s. Faustyny, że życzeniem Pana Jezusa jest, aby nowe nabożeństwo objęło cały świat: boski Mistrz sam podyktował słowa „koronki” i pouczył, jak należy ją odmawiać.
Choć ks. Sopoćko „od zawsze” był czcicielem tego „najbardziej zachwycającego przymiotu Bożego”, trzeba było poświęcić jeszcze wiele czasu i trudu, aby wypełniła się wola Boża. Nie żałował zatem ani jednego, ani drugiego (ani swoich skromnych pieniędzy): głosił kazania, pisał artykuły, drukował reprodukcje obrazu, układał modlitwy według wskazówek s. Faustyny, a gdy i tego było za mało, ogłosił drukiem książeczkę „Miłosierdzie Boże” (Wilno, 1936) z podtytułem „Studium teologiczno-praktyczne”. Jak się wydaje, w ten sposób sam chciał pogłębić refleksję nad prawdą o Bożym Miłosierdziu, przygotować do niej lud Boży, a także zwrócić uwagę hierarchów Kościoła na potrzebę uwypuklenia tego aspektu Stwórcy, który pomimo swojej obecności w Kościele od samych jego początków, nie był wystarczająco „doceniony”. Chociaż w książeczce ani razu nie padło imię s. Faustyny, niemniej jednak we wnioskach praktycznych kończących rozważania autora sformułowano postulat wprowadzenia odrębnego święta i powołania ludzi, którzy podjęliby dzieło rozkrzewiania kultu Miłosierdzia Bożego.
Kilka lat później, już po wybuchu II wojny światowej, a więc i po śmierci s. Faustyny, ks. Sopoćko napisał po łacinie traktat teologiczny „De Misericordia Dei deque eiusdem festo instituendo” („O Miłosierdziu Bożym oraz o konieczności ustanowienia jego święta”), który wydał, jak zwykle, własnym sumptem. Ponownie do tematu Miłosierdzia Bożego powrócił w swoim głównym czterotomowym dziele pt. „Miłosierdzie Boże w dziełach Jego”, rozpoczętym w latach wojny, ale wydanym między 1959 a 1967 rokiem, w którym przedstawił podstawy doktrynalne tego kultu, konieczne do zaakceptowania go przez miarodajne władze kościelne.
Zakaz szerzenia kultu Bożego Miłosierdzia
W trosce o własną wolność, a może nie tylko, ks. Sopoćko musiał w 1947 roku opuścić Wilno i wyjechać do Białegostoku, gdzie włączył się w pracę dydaktyczną i wychowawczą tamtejszego Seminarium Duchownego. Nie porzucił też trudu dalszego krzewienia apostolstwa Miłosierdzia Bożego i zwracał się z petycjami do prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego i biskupów o przedkładanie w Stolicy Apostolskiej prośby o ustanowienie odpowiadającego mu święta. Biblijną i teologiczną naukę o Miłosierdziu Bożym uzasadniające potrzebę tych działań starał się przedstawić w swoich opracowaniach, zaś w 1954 roku doprowadził do konkursu na obraz wyrażający (zgodnie z wymogami teologicznymi i artystycznymi) propagowaną ideę. Komisja Główna Episkopatu zatwierdziła obraz wykonany przez rektora Politechniki Krakowskiej, Ludomira Ślendzińskiego, nie został on jednak rozpowszechniony.
Wprowadzenie nowych form kultu Miłosierdzia Bożego do liturgii Kościoła – jak już wcześniej zasygnalizowano – napotykało na różne trudności, czemu trudno się dziwić, ale zasadniczy cios padł ze strony Kongregacji Świętego Oficjum w marcu 1959 roku, gdy kult Miłosierdzia Bożego był już znany w całej Polsce, a obraz „Jezu, ufam Tobie” czczony przez niezliczoną rzeszę wiernych. Kongregacja w swojej notyfikacji nakazała powstrzymanie się od szerzenia kultu w formach propagowanych przez s. Faustynę, a głoszonych drukiem przez ks. Sopoćkę, ale pozostawiła lokalnym biskupom swobodę decyzji co do usuwania obrazów, które zostały już wystawione do publicznego kultu. Jeden z nakazów odnosił się personalnie do ks. Sopoćki, który miał zaprzestać propagowania objawienia s. Faustyny oraz proponowanego w nich nabożeństwa.
Ksiądz Sopoćko przyjął z bólem i pokorą ów zakaz, ale się nie załamał. Siostra Faustyna uprzedzała go już wiele lat wcześniej, że „gdyby nawet orzeczenie Kościoła w tej sprawie zapadło negatywne, «nie można ustawać»”. Choćby brakło już sił fizycznych i moralnych «nie ustawać»”. W omawianej notyfikacji dostrzegł pozytywny aspekt sprawy: należy wykorzystać czas na gruntowne opracowanie teologicznych podstaw nowego kultu, co później stało się dziełem jego życia (mowa tu o „Miłosierdziu Bożym w dziełach Jego”). Rozumiał też, że dzięki tej koniecznej zwłoce (bo już dawno uwierzył, że jest to dzieło Boże) również inni teologowie będą pracowali nad biblijnym, teologicznym i liturgicznym zgłębieniem dzieła Miłosierdzia, przez co sam kult dozna oczyszczenia z wszelkich ewentualnych niepotrzebnych naleciałości. I nie pomylił się w swoich rachubach, chociaż nie doczekał się odwołania starej i wydania w 1978 roku nowej notyfikacji (ponoć nie bez osobistego zaangażowania ks. kard. Karola Wojtyły).
Powołanie nowego zgromadzenia zakonnego
Początkowo s. Faustyna rozumiała, że to do niej należy zadanie powołania nowego zgromadzenia, którego misją byłoby szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego. Co więcej, chciała je realizować. Kiedy jednak rozmawiała z przełożonymi o swoim wyjściu ze zgromadzenia, ci nie dawali na to zgody (s. Faustyna była już wówczas w Krakowie). Z biegiem czasu siostra, która dobiegała ostatnich miesięcy swego życia, widziała coraz wyraźniej, że to nie ona będzie założycielką nowego zgromadzenia, ale nie miała cienia wątpliwości co do jego powstania, bo taka jest wola Boża, której całkowicie się poddawała.
Ksiądz Sopoćko zawczasu zaczął pisać listy formacyjne dla nowego zgromadzenia, a także zredagował – według przemyśleń i propozycji s. Faustyny – jego konstytucję. Dwa lata po śmierci wizjonerki, w 1940 roku zgłosiła się pierwsza kandydatka do nowego zgromadzenia, a wkrótce dołączyły do niej kolejne. Tak powstało Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego, posiadające swoje placówki w siedmiu miejscowościach w Polsce i za granicą (nawet w Ziemi Świętej).
Ksiądz Sopoćko do końca swego życia utrzymywał bardzo bliski kontakt z siostrami (z jego założycielkami znał się już od czasów wojny, gdyż były zaangażowane w jego konspiracyjną działalność wydawniczą). Zmarł w dniu imienin s. Faustyny, 15 lutego 1975 roku w Białymstoku (uroczystościom pogrzebowym przewodniczył jego wychowanek z wileńskiego seminarium, późniejszy kard. Henryk Gulbinowicz). Został beatyfikowany 28 września 2008 roku w Białymstoku. Jego wspomnienie Kościół obchodzi 15 lutego, w dniu jego narodzin dla Nieba.
Jerzy W. Sokołowski
„Głos Ojca Pio” [56/2/2009]
glosojcapio.pl/index.php
alex1971
W życiu bł.Michała Sopocko i św.Faustyny pokazane jest że dzieło Boże nie koniecznie musi się zrealizować za ich życia.Piękny przykład posłuszeństwa który jest przykladem dla nas .Posłuszeństwo które jest odrzucane np.przez ks.Natanka nie jest budujące ,bo tam gdzie nie realizuje się Wola Boża przez pogardę do posłuszeństwa to człowiek wypelnia swoją wolę.A SAMOWOLA to bardziej okazja dla …Więcej
W życiu bł.Michała Sopocko i św.Faustyny pokazane jest że dzieło Boże nie koniecznie musi się zrealizować za ich życia.Piękny przykład posłuszeństwa który jest przykladem dla nas .Posłuszeństwo które jest odrzucane np.przez ks.Natanka nie jest budujące ,bo tam gdzie nie realizuje się Wola Boża przez pogardę do posłuszeństwa to człowiek wypelnia swoją wolę.A SAMOWOLA to bardziej okazja dla działania diabła