Anja39
22885

Przeszłam in vitro

Przeszłam in vitro

Pragnę podzielić się moim doświadczeniem związanym z metodą in vitro. Myślę, że dziś jestem na to gotowa, bo nie ma już we mnie tych wszystkich skrajnych emocji, bo dzięki Bogu przepracowałam w swojej głowie ten temat, bo chcę, abykobiety, które stoją przed tą trudną decyzją, mogły usłyszeć kogoś, kto doskonale wie, co czują.

Mojego męża poznałam w ostatniej klasie liceum. To było 25 stycznia 1998 r., ostatni dzień Kursu Filip dla młodzieży, wiele lat później odnalazłam karteczkę, którą wtedy podpisałam, a na niej osobiste oddanie swojego życia Jezusowi. Tak, pamiętam jak blisko był wtedy Jezus, może właśnie to wspomnienie uratowało później moje życie.

Jakie były wtedy moje plany? Skończyć studia a potem… no właśnie, pamiętam jak na jakimś towarzyskim spotkaniu ktoś zapytał mnie co chciałabym robić po studiach, a ja odpowiedziałam, że chciałabym urodzić dzieci. Nie wiedziałam co będę robić, gdzie pracować, jedyne co było dla mnie pewne to, że będę miała dzieci.

Po tym jak zaczęłam studiować, weszłam w nowe towarzystwo, skończyły się spotkania wspólnoty SNE, przestałam chodzić do Kościoła, postanowiłam układać swoje życie po swojemu. Kiedy byłam na ostatnim roku studiów, wzięliśmy ślub.

Rok później wylądowałam w szpitalu. Po operacji lekarz powiedział - będzie pani żyła ale mogą być problemy z zajściem w ciąże. Świat się zawalił. Pamiętam, kiedy mój mąż przyszedł do szpitala po operacji, rozpłakałam się i powiedziałam mu, że nie będę go winić jeśli ode mnie odejdzie, w końcu nie będę mogła mu dać tego, do czego zostałam stworzona. Jemu nawet nie przeszło to przez myśl. Dla mnie jakby skończył się świat.

Trudno było się pozbierać. O tym jak trudno wiedzą tylko kobiety, które przeżyły to samo. Dużo płakałam. Mój mąż bardzo chciał być dla mnie wsparciem ale niewiele rozumiał. Myślał i czuł zupełnie inaczej. Nadal nie chodziłam do kościoła, modliłam się głównie w chwilach totalnej rozpaczy, czasem na tej modlitwie krzyczałam. Byłam na Boga zła. Czułam, że robi mi krzywdę.

Cały czas staraliśmy się o dziecko. Kolejne miesiące i lata. Każdy miesiąc oznaczał żałobę. Na zewnątrz pozornie wszystko w porządku, w środku tylko ruiny. Czy można żyć i jednocześnie być umarłym? Można.

W takim stanie stanęliśmy przed decyzją o rozpoczęciu procedury In vitro. To miała być nasza ostatnia szansa. Wiedziałam, że jest to sprzeczne z nauką Kościoła. Ale czym był dla mnie wtedy Kościół? Budynkiem… księdzem, który pewnego dnia na kazaniu powiedział, że kobieta jest powołana do tego żeby rodzić dzieci, a skoro ja nie mogę urodzić dziecka to znaczy, że jestem bezużyteczna. A więc księdzem, dla którego jestem nikim.

Powiedziałam więc Panu Bogu: "skąd mam wiedzieć, że kościół się nie myli? Czy to Ty mi mówisz, że In vitro jest złe, czy jakiś ksiądz, który na niczym się nie zna? A przecież dałeś ludziom rozum i umiejętności po to żeby z nich korzystali. Dałeś powołanie lekarzowi, który mówi, że to tylko forma leczenia, jak każda inna. Dlaczego mam mu nie wierzyć? Przecież nie wykluczam Cię, to ostatecznie Ty dasz życie temu dziecku. W takim razie na własną odpowiedzialność podejmuję tę decyzję."

W tym czasie poznałam osobę, która żyje bardzo blisko Boga. Opowiedziałam jej o moim problemie i wątpliwościach. Mówiłam jak trudno jest mi podjąć decyzję a ona na to "odpowiedź jest przecież prosta, dla chrześcijanina nie ma trudnych wyborów" Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam od niej: "to nie prawda, że nie możesz być mamą, ty tylko po prostu nie możesz urodzić dziecka."
Nie posłuchałam jej.

Pamiętam korytarze kliniki. Pełno na nich uśmiechniętych zdjęć dzieci z In vitro. Jakie to piękne. Ale z drugiej strony kontrastuje z szarymi, wystraszonymi twarzami kobiet czekających na swoją kolej. Na wszystkich twarzach to samo napięcie. Czy nam się uda? W klinice sprawy intymne przestają istnieć. Pani w recepcji głośno woła jedną z pacjentek na badanie czystości pochwy. Drzwi do pokoju do oddawania nasienia są lekko uchylone. W środku jakoś ciemno, ściany są czerwone, na stoliku gazety z pornografią. Wszędzie jest bardzo sterylnie, czysto, biało… oprócz dzieci na zdjęciach mało kto się uśmiecha.

Przechodzimy różne badania, przyjmuje coraz więcej leków, moje hormony szaleją. Jestem jednak zdesperowana, przetrzymam wszystko, tak bardzo chcę mieć dziecko. Robimy wszystko tak, aby pobrać jak najwięcej komórek jajowych, z których potem będą zarodki. Ostatecznie udaje się pobrać 6. Nadchodzi dzień wprowadzenia zarodków. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo zapłodnienia wybiera się dwa najsilniejsze. Dostaje ich zdjęcia w dużym powiększeniu. Widać na nim szare kulki, podzielone na kilka mniejszych. Ja widzę tam już nasze dziecko. Resztę zarodków zamrażamy. Teraz musimy czekać dwa tygodnie na wynik. Jestem roztrzęsiona. Każdy nowy sygnał mojego organizmu jest powodem skrajnych emocji, euforii lub rozpaczy. Dzisiaj myślę, jak moje dziecko mogłoby czuć się bezpiecznie w takim środowisku? Po dwóch tygodniach już wiemy… nie udało się. Lekarz mówi, żeby się nie przejmować, bo bardzo rzadko udaje się za pierwszym razem, ja czuję, że straciłam moje dziecko.

Przeżywam tę stratę w samotności. W jakimś przeświadczeniu, że przecież wszyscy wokół mówią, że nic się nie stało. Znów krzyczę na modlitwie.

Jestem zdesperowana, chcę jak najszybciej próbować jeszcze raz ale okazuje się, że z powodów zdrowotnych nie jest to już możliwe. Zostawiamy ten temat i staramy się wrócić do normalnego życia.

Dziś jestem przekonana, że Bóg w tym czasie mocno mnie szukał. Ja nie ułatwiam mu zadania. Nie przychodzę już w ogóle do Kościoła. Niby po co. Przecież popełniłam ciężki grzech i jestem już skreślona. Nie mam tam czego szukać. Pewnego dnia postanawiam tam jednak wejść, nie ma mszy, jest w środku kilku ludzi, którzy się modlą. Siadam w ławce na samym końcu. Nie ma we mnie żadnych wielkich emocji ale czuję bardzo silnie jakiś wielki pokój w sercu, coś czego od wielu lat nie doznałam, jakby wszystko wokół mówiło, "jak dobrze że jesteś". Wychodzę, to pewnie tylko złudzenie, wspomnienie, nic więcej.

W tym czasie nasze małżeństwo powoli się rozpada. Jesteśmy coraz dalej od siebie. Ja mam żal, że mój mąż nie potrafi mnie zrozumieć, on nie rozumie i ma tego wszystkiego dosyć. Pewnego dnia w niedzielę bardzo się kłócimy, mówimy, że trzeba to małżeństwo jak najszybciej zakończyć. Nie potrafimy już być ze sobą. Wtedy, nie wiem dlaczego, powiedziałam, "Słuchaj, chodźmy dziś na Mszę, to będzie nasza ostatnia szansa, jeśli tam się nic nie zmieni to składamy wnioski rozwodowe."

Idziemy na Mszę wieczorną. Idziemy kompletnie potłuczeni, rozsypani, zniszczeni. Zamiast zwykłego kazania wychodzi jakiś młody chłopak i przedstawia pantomimę o stworzeniu człowieka. Z oczu lecą mi łzy, widzę, że wzruszenie dotyka również mojego męża. Potem ten sam chłopak opowiada o swoim doświadczeniu Boga. Mówi jakieś przedziwne rzeczy. Opowiada o cudach i uzdrowieniach. Przypominają mi się czasy wspólnoty SNE.

Kiedy na koniec zapowiada, że w naszej parafii odbędą się rekolekcje zwane Seminarium Wiary wiem już, że to zaproszenie dla nas.

Na początku przychodzę tylko ja, mój mąż wpada na drugie czy trzecie spotkanie z ciekawości. Obojgu nam trudno uwierzyć, że to może coś zmienić. Ale Panu Bogu to nie przeszkadza. On już przemienia nasze serca. Nie staje się to od razu. Bóg przychodzi delikatnie, dotyka i uzdrawia powoli, daje nam czas na przemyślenia, na dostrzeżenie cudów jakie się w naszym życiu wydarzają. Spotykamy mnóstwo ludzi, którzy doświadczają na co dzień Boga. Poznajemy na nowo Kościół. Zaczynamy rozumieć, że jesteśmy jego częścią. Zaczynamy wierzyć, że Bóg ma dla nas najlepszy plan. Uczymy się zaufania.

Po zakończeniu Seminarium jak nigdy dotąd odczuwam brak możliwości przyjęcia Komunii. Mam przekonanie, że nic z tym nie da się już zrobić, że do końca życia będę musiała tylko tęsknić. To boli. Bardziej niż kiedykolwiek. Zaczynam widzieć wyraźnie jak bardzo do tej pory chciałam sterować swoim życiem sama i do czego mnie to doprowadziło. Żałuję. Chcę o tym z kimś porozmawiać ale wstydzę się i boję.

Po kilku miesiącach postanawiam pójść do księdza i o tym powiedzieć. Tak naprawdę mam nadzieję, że jest dla mnie jeszcze jakaś szansa. Nie mogę uwierzyć kiedy otrzymuję rozgrzeszenie. Nareszcie czuję się spokojna.

Już nie muszę się o swoje życie martwić - wiem, że jest w najlepszych rękach.

Pozostaje pytanie co z zamrożonymi zarodkami. Raz w roku opłacamy ich pobyt w zamrażarce. Do tej pory nie myśleliśmy o nich dużo. Teraz jesteśmy pewni, że trzeba to jakoś rozwiązać. Wracamy do kliniki. Podpisujemy oświadczenie o przekazaniu zarodków innej parze. W sterylnym, białym pokoju, w obecności uśmiechniętej pani w białym fartuchu, czuję, że oddaję swoje własne dzieci i nie mam żadnej możliwości aby zapewnić im bezpieczeństwo.

Znów dużo płaczę ale tym razem pytam Boga co robić. Następnego dnia już wiem, że od tego dnia aż do końca mojego życia muszę się za te dzieci modlić. Robię to codziennie.

Zaczynamy chodzić na spotkania wspólnoty w naszej parafii. Tam poznajemy osobę, która po kilku miesiącach przysyła nam zdjęcia ze swoim adoptowanym synkiem. Wtedy już od jakiegoś czasu myślimy o adopcji ale wszystko jest takie trudne i tak długo trwa. Dzięki tej osobie trafiamy do ośrodka gdzie cała procedura przygotowawcza trwa tylko kilka miesięcy. Po 5 miesiącach od pierwszej wizyty w tym ośrodku zostajemy rodzicami adopcyjnymi naszego synka. Po dwóch latach odnajdujemy naszą adopcyjną córeczkę.

W ostatnią niedzielę na mszy spojrzałam na naszą rodzinę. Dzieciaki rozrabiają. Trudno się skupić na modlitwie. Staramy się je opanować ale czasem nie jest to łatwe. Uśmiechamy się do siebie. Jesteśmy rodziną. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci. Kochamy się i czujemy się kochani przez Boga. Choć mało śpimy i brak nam czasu na ziemskie przyjemności - jesteśmy szczęśliwi.

PS. Kilka lat po nieudanej próbie in vitro brałam udział w rekolekcjach z ojcem Manjackalem. Zachęcona jego słowami, podczas modlitwy, po raz pierwszy wyobraziłam sobie nasze dzieci, które wtedy straciliśmy, bo to były nasze dzieci, nie komórki, zarodki... nasze dzieci. Wyobraziłam sobie jak symbolicznie robię znak krzyża na ich główkach i pozwalam im odejść do Ojca. Wtedy przyszedł pokój. Wiem, że są już bezpieczne i kochane :)

mama

www.deon.pl/pro-life/in-vitro/art,30,przeszlam-in-vitro.html
Czytaj dalej...
Tagi: in vitro, adopcja, miłość, wiara, mrożenie zarodków, dziecko
Radek33
Moje stwierdzenie nie odnosiło się do tego świadectwa tylko ogólnie napisałem jaki ciężar grzechu jest największy
polski
Nie daj Boże bym miał się szczycić czym
innym, niż...
Radek, trudno szczycić się krzyżem
Chrystusa bez ujawniania prawdy o swoich
grzechach. Np. ta dziewczyna, która pokochała
Boga dzięki krzyżowi Chrystusa - w jaki sposób
opowiedziałaby tę miłość bez wspominania o
kombinowaniu z in vitro ?
🤫 ----------------------------
Albo - może myślisz, że teraz już jest w pełni nawrócona ? Teraz już nie …Więcej
Nie daj Boże bym miał się szczycić czym
innym, niż...
Radek, trudno szczycić się krzyżem
Chrystusa bez ujawniania prawdy o swoich
grzechach. Np. ta dziewczyna, która pokochała
Boga dzięki krzyżowi Chrystusa - w jaki sposób
opowiedziałaby tę miłość bez wspominania o
kombinowaniu z in vitro ?
🤫 ----------------------------
Albo - może myślisz, że teraz już jest w pełni nawrócona ? Teraz już nie będzie chciała przedkładać swojej wizji na życie nad Bożą wizję ?
Pomaleńku Radek, pomaleńku... 🙏
Radek33
Anja39 2014-07-26 15:57:11
Byc grzesznikiem to nie grzech 😀 grzech najwiekszy swiadomie grzeszyc i w grzechu trwać 😌
-------------------------------------------------------------------------------
Jest jeszcze coś gorszego;szczycić się grzechem i nie żałować za niego-to prawdziwe piekło w sercu prowadzące na potępienie
polski
re Anja
Nawet to nie jest najgorsze. Odpowiem "pokrętnie": Jeśli ktoś żyje w lęku przed świadomym grzeszeniem (np. paleniem papierosów), niech zwariuje. Wówczas będzie grzeszył jako niepoczytalny.
----------------------
Poważnym grzechem jest uczestnictwo w tworzeniu braku zaufania: do Boga, do Jego przymiotów: wszechmoc, dobroć i inne, do Kościoła, do księży, którzy rozpoznają sytuację duchową …Więcej
re Anja
Nawet to nie jest najgorsze. Odpowiem "pokrętnie": Jeśli ktoś żyje w lęku przed świadomym grzeszeniem (np. paleniem papierosów), niech zwariuje. Wówczas będzie grzeszył jako niepoczytalny.
----------------------
Poważnym grzechem jest uczestnictwo w tworzeniu braku zaufania: do Boga, do Jego przymiotów: wszechmoc, dobroć i inne, do Kościoła, do księży, którzy rozpoznają sytuację duchową grzesznika w Sakramencie Pokuty i inne tego typu grzechy.
In vitro, aborcja, rozwody, małżeństwa na próbę, lekkomyślne oskarżanie księży, pogardzanie ubogimi (w tym - pijakami, zboczonymi) - to wszystko uderza w zaufanie do Boga i człowieka (nie naiwne zaufanie do człowieka, lecz zaufanie w jego dobroć, że Bóg go stworzył i odkupił).
Zresztą, kto jak kto, ale Anja w praktyce to wyczucie ma 👏
Anja39
Byc grzesznikiem to nie grzech 😀 grzech najwiekszy swiadomie grzeszyc i w grzechu trwać 😌
tahamata
To z pewnością znaczy, że bliżej jesteś Jezusa ode mnie, zatwardziałego grzesznika, stojącego z dala.
Anja39
mahataha wiesiu, mnie blokujesz ale na moj post włazisz, zmoro 😁 😜
tahamata
@polski
Problem jest stary jak świat... Egoizm... człowiek pod siebie układa świat... chce mieć dzieci, to stanie na głowie by je mieć.. in vitro czy kupno na targu... wszystko jedno... chce mieć dziecko zdrowe....zatem zabije/usunie chore, bo to kłopot...
Tyle, że to zawsze odbywa się z pogwałceniem Boskiego prawa. A człowiek, który odwraca się od Boga nieodmiennie wpada w tarapaty... Sztuka …Więcej
@polski
Problem jest stary jak świat... Egoizm... człowiek pod siebie układa świat... chce mieć dzieci, to stanie na głowie by je mieć.. in vitro czy kupno na targu... wszystko jedno... chce mieć dziecko zdrowe....zatem zabije/usunie chore, bo to kłopot...

Tyle, że to zawsze odbywa się z pogwałceniem Boskiego prawa. A człowiek, który odwraca się od Boga nieodmiennie wpada w tarapaty... Sztuka w tym, by się podnieść z upadku. Tu z sakramentalną pomocą przychodzi Kościół. Cieszmy się z każdego nawrócenia. Dobry Bóg zawsze czeka na skruszonego grzesznika. Każdego i zawsze...
polski
@tahamata
Tahamata, nie chciałem Cię obrazić, lecz pokazać trudność. Jaką trudność ? Dziewczyna jednego chce - być matką. Nie może. Jej koncepcja, Boża koncepcja - inna. Dziewczyna chciała dobrze, Bóg przewidział dla niej inną drogę. Dopuścił na nią wejście w ciemności gabinetów zapładniających in vitro. Wyszła z tych ciemności nowa. Z nową relacją do Boga (który ją kocha i którego ona kocha). …Więcej
@tahamata
Tahamata, nie chciałem Cię obrazić, lecz pokazać trudność. Jaką trudność ? Dziewczyna jednego chce - być matką. Nie może. Jej koncepcja, Boża koncepcja - inna. Dziewczyna chciała dobrze, Bóg przewidział dla niej inną drogę. Dopuścił na nią wejście w ciemności gabinetów zapładniających in vitro. Wyszła z tych ciemności nowa. Z nową relacją do Boga (który ją kocha i którego ona kocha).
Chciałem Ci, Tahamata, pokazać trudność jaką był dla mnie mój "wielki umysł", by wejść w Bożą koncepcję. Tak, miałem ogromne trudności. Wchodzenie w Bożą koncepcję dokonywało się często w bólu wyrzekania się swojej woli. Nie mam pretensji do Boga, że walił w "wielki umysł". Nawet cieszę się, że wali dalej. Nie jestem ciężko chory. Jednak moja choroba ma taką prognozę: a/ wg encykl. medycznej A.D.A.M. - parkinsonizm, b/ wg mojego neurologa dysponującego badaniami EEG - alzheimeryzm. Bóg więc dalej zdaje się walić w "wielki umysł"... lecz po przebytej Drodze, cieszę się. Bo Bóg jest dobry.
Zostawmy Tahamata papierosy jako temat. Odniesienie do Twojego "wielkiego umysłu", wybacz. Może ta sprzeczka była potrzebna. Anja wrzuciła tu niedawno konferencję ks. Grzywocza, w której mówi on o tym, że agresja może przynieść pożytek w nawiązaniu dobrej relacji. (Nie pamiętam tytułu tej konferencji). Pozostań w dobrej relacji ze mną. 😀
🤗
tahamata
@polski
zatem powiadasz, że nie mogę w żaden sposób skomentować Twojego "świadectwa" umieszczonego w publicznym miejscu bo jestem za głupi ("wielki umysł"), by pojąć wielkość Twego "ograbienia"? I to wszystko pochodzi z posoborowych zmian w Kościele? Zatem taplaj się w swojej sprawiedliwości.
🤗
PS. Oczywiście, Bóg od nas chce, byśmy nie palili, nie pili gorzały, nie ćpali oraz nie stosowali …Więcej
@polski
zatem powiadasz, że nie mogę w żaden sposób skomentować Twojego "świadectwa" umieszczonego w publicznym miejscu bo jestem za głupi ("wielki umysł"), by pojąć wielkość Twego "ograbienia"? I to wszystko pochodzi z posoborowych zmian w Kościele? Zatem taplaj się w swojej sprawiedliwości.
🤗

PS. Oczywiście, Bóg od nas chce, byśmy nie palili, nie pili gorzały, nie ćpali oraz nie stosowali antykoncepcji....jest to zawarte w każdym rachunku sumienia, zatem nie podlega negocjacjom i interpretacjom.
polski
@tahamata.
Widzisz Tahamata, co to rzeczywistości posoborowe robią z człowiekiem... 🤬 🤬 🤬 "wsparcie dla nałogu pochodzące z samego Nieba"... Skąd to Tahamata wziąłeś ? "Pan Bóg zniża się do ludzi ograbionych" było u mnie. U Ciebie zrobiło się "wsparcie dla nałogu pochodzące z samego Nieba". No, Tahamata, wielki umysł...
U mnie było świadectwo, że uważałem się za sprawiedliwego oprócz …Więcej
@tahamata.
Widzisz Tahamata, co to rzeczywistości posoborowe robią z człowiekiem... 🤬 🤬 🤬 "wsparcie dla nałogu pochodzące z samego Nieba"... Skąd to Tahamata wziąłeś ? "Pan Bóg zniża się do ludzi ograbionych" było u mnie. U Ciebie zrobiło się "wsparcie dla nałogu pochodzące z samego Nieba". No, Tahamata, wielki umysł...
U mnie było świadectwo, że uważałem się za sprawiedliwego oprócz palenia papierosów oraz to u mnie było, że po 1984 roku nie uważałem się za sprawiedliwego, bo widziałem u siebie wiele wad moralnych. U Ciebie Tahamata zrobiło się "róbta, co chceta", a dokładnie >>Potem nawarstwiły się inne problemy natury moralnej, dzięki temu samo palenie okazało się mniejszym problemem, niż Ci się w 1984 roku wydawało. Zło zatem zostało pomniejszone i zaakceptowane. I tak od 30 lat... Chybiona jest postawa niektórych typu: jakim mnie stworzyłeś Boże, takim mnie masz<<.
No, Tahamata, wielki umysł...
-------------------
userowi BAH odpowiedzieć nie mogę, bo jest nie do ogarnięcia. Prawie jak Bóg... a może po prostu nie rozumiem.
Nie muszę rozumieć albo być bezgrzesznym by być szczęśliwym i bez lęków o swój tyłek, czego wszystkim życzę (chyba, że ktoś takich życzeń nie może przyjąć z powodu swojej doskonałości, zasad, religii lub innych ważnych powodów)
----------------------
Szkoda, Tahamata, że pobieżnie tylko przeleciałeś medium powyżej, o dziewczynie, która pięknie chciała, zadeklarowała Bogu "osobiste oddanie swojego życia Jezusowi". Wyszło, jak wyszło.
Tahamata, czego Bóg dla nas chce ? Byśmy nie palili ? By dziewczyny nie chciały mieć dzieci ? Czy może - Bóg chce byśmy mieli z Nim relację... O to bije się, o relację, o spotkanie z Nim, o życie w Jego Obecności. 😇 We mnie to zrobił. Nie muszę tu dawać świadectwa, nie muszę teraz bronić się "jak koń pod górkę", lecz mogłem sobie pozwolić na to wystawienie się (i tych, którzy mnie formowali) na widok publiczny, bo Bogu udało się dać mi przeżywanie Jego wolności, jako Jego daru:
>>Ukrywasz ich pod osłoną Twojej obecności od spisku mężów, a w swoim namiocie ich kryjesz przed sporem języków<<(Ps 31).

🤗
wojciechowskikrzysztof
Piękne świadectwo powrotu zgubionych córki z mężem do domu Ojca.
tahamata
@polski
z całym szacunkiem, ale przedstawiłeś antyświadectwo... zamiast rzucić palenie, walczyć z uzależnieniem...znalazłeś sobie "grupę wsparcia", podobnie uzależnioną. Obecność w niej katechisty odebrałeś jako wsparcie dla nałogu, pochodzące z samego Nieba... Potem nawarstwiły się inne problemy natury moralnej, dzięki temu samo palenie okazało się mniejszym problemem, niż Ci się w 1984 roku …Więcej
@polski
z całym szacunkiem, ale przedstawiłeś antyświadectwo... zamiast rzucić palenie, walczyć z uzależnieniem...znalazłeś sobie "grupę wsparcia", podobnie uzależnioną. Obecność w niej katechisty odebrałeś jako wsparcie dla nałogu, pochodzące z samego Nieba... Potem nawarstwiły się inne problemy natury moralnej, dzięki temu samo palenie okazało się mniejszym problemem, niż Ci się w 1984 roku wydawało. Zło zatem zostało pomniejszone i zaakceptowane. I tak od 30 lat... Chybiona jest postawa niektórych typu: jakim mnie stworzyłeś Boże, takim mnie masz. To człowiek ma pracować nad sobą, pokonywać własne wady i przywary. Ku większej chwale Bożej.
BAH
...tolerancję zrówna z obojętnością wobec prawa i niesprawiedliwości, wobec błędu i prawdy....
Będzie kusił chrześcijan tymi samymi trzema pokusami,
którymi wystawiał na próbę Chrystusa.

Kuszenie do tego, aby - jako ziemski Mesjasz – zamienił On kamienie w chleb, stanie się kuszeniem do tego, aby przefrymarczyć wolność za bezpieczeństwo, przy czym chleb stanie się polityczną bronią, gdyż tylko …Więcej
...tolerancję zrówna z obojętnością wobec prawa i niesprawiedliwości, wobec błędu i prawdy....

Będzie kusił chrześcijan tymi samymi trzema pokusami,
którymi wystawiał na próbę Chrystusa.

Kuszenie do tego, aby - jako ziemski Mesjasz – zamienił On kamienie w chleb, stanie się kuszeniem do tego, aby przefrymarczyć wolność za bezpieczeństwo, przy czym chleb stanie się polityczną bronią, gdyż tylko ci będą mogli go jeść, którzy będą myśleć tak jak on.

Kuszenie Chrystusa do tego, aby zdziałał cud i aby
– pokładając ufność w obietnicę [daną w Piśmie Świętym] rzucił się ze szczytu świątyni, stanie się wezwaniem do tego, aby z czystych wyżyn Prawdy, na których panuje wiara i rozsądek, rzucić się w otchłanie wypełnione masą pustych haseł i propagandy.
Nie potrzebuje on głoszenia niezmiennych zasad na dziedzińcach świątyń, lecz propagandy, aby organizować tłumy, gdyż w taki właśnie sposób zwykły człowiek steruje reakcjami zwykłych ludzi.

Opinie, a nie prawdy,
objaśniacze, a nie nauczyciele;
badania Gallupa, a nie zasady;
natura, a nie łaska
– za tymi złotymi cielcami zaczną podążać ludzie,
odchodząc od swego Zbawiciela.


Trzecie kuszenie, w którym szatan próbował skłonić Chrystusa, by oddał mu cześć w zamian za wszystkie królestwa świata, stanie się kuszeniem do tego, aby mieć nową religię bez Krzyża, liturgię bez przyszłego świata, religią, która niszczy religię lub politykę, która jest religią
– taką która oddaje Cezarowi nawet to, co jest Boskie.

Wśród całej tej jego pozornej miłości do ludzkości i jego gładkiej mowy o wolności i równości ukrywać się będzie jego wielki sekret, którego nikomu on nie zdradzi: nie będzie on wierzył w Boga.
Ponieważ jego religią będzie braterstwo bez ojcostwa Boga, oszuka nawet wybrańców. Ustanowi on antykościół, który będzie małpować Kościół, gdyż on, szatan, jest małpą Boga. [Ów antykościół] będzie posiadał wszystkie cechy Kościoła, ale w wypaczonej postaci, będzie też wyzuty ze swej Boskiej treści.
Będzie on mistycznym ciałem antychrysta, które z wyglądu będzie bardzo przypominać mistyczne Ciało Chrystusa. . .

"Jak rozpoznać antychrysta?"
Arcybiskup Fulton J. Sheen (1895-1979)
polski
@tahamata
Moje nie są wywody, lecz - świadectwo. Binio zareagował, dałem zarys świadectwa - jak skorygowane zostało moje usiłowanie rzucenia palenia.
Do Ciebie, Tahamata, nie odnosiłem się. Również do wymienionej osoby, którą można nazwać osobą publiczną (S.G.) nie odnosiłem się. Cieszę się, gdy ludzie problemy mają rozwiązane (np. problem palenia, problem przemożnej chęci posiadania dzieci). …Więcej
@tahamata
Moje nie są wywody, lecz - świadectwo. Binio zareagował, dałem zarys świadectwa - jak skorygowane zostało moje usiłowanie rzucenia palenia.
Do Ciebie, Tahamata, nie odnosiłem się. Również do wymienionej osoby, którą można nazwać osobą publiczną (S.G.) nie odnosiłem się. Cieszę się, gdy ludzie problemy mają rozwiązane (np. problem palenia, problem przemożnej chęci posiadania dzieci). Nie mam podejrzeń, że ludzie w powodzeniu wpadają w pychę. Owszem, o św. Pawle wiem napewno, że umiał obfitować i umiał biedę cierpieć, bez wpadania w pychę. O sobie i innych wiem, że
różnie bywa.
Bóg jest większy od naszych wyobrażeń o Nim. Nasze wyobrażenia o Nim chcą Go "zamknąć w butelce" (in vitro). Człowiek jest większy i mniejszy od naszych wyobrażeń o nim. Nasze wyobrażenia o człowieku chcą go "zamknąć w butelce" (in vitro).
Pozdrawiam, Tahamata ! 🤗
biniobill
Mimo wszystko, i tak mu życzę wyjścia z tego nałogu. No chyba, że zamiast walki preferuje taplanie się w udeptanym błotku i narzekanie, że chlapie mu na spodnie. Zawsze to jakieś usprawiedliwienie dla nic nierobienia.
😀
tahamata
Stosując pokrętną logikę: rzucając palenie po 20 latach rzuciłem wyzwanie Panu Bogu, wbiłem się w pychę i ogólnie jestem prawie w piekle... Do duszy z Twoimi "polski" wywodami.
polski
Nie polemizuję z Biniobillem. Zgadzam się.
Zwrócę jednak uwagę na co innego. Napisałem, że w 1984 roku miałem jeden problem moralny - palenie papierosów (to znaczy, że innych zarzutów moralnych w stosunku do siebie nie miałem). Teraz dopiszę - po 1984 roku napotkałem wiele problemów moralnych, w których mogła okazać się moc Boga. (Okazała się). O co chodzi ? Chodzi o oczy ! Cierpi człowiek z …Więcej
Nie polemizuję z Biniobillem. Zgadzam się.
Zwrócę jednak uwagę na co innego. Napisałem, że w 1984 roku miałem jeden problem moralny - palenie papierosów (to znaczy, że innych zarzutów moralnych w stosunku do siebie nie miałem). Teraz dopiszę - po 1984 roku napotkałem wiele problemów moralnych, w których mogła okazać się moc Boga. (Okazała się). O co chodzi ? Chodzi o oczy ! Cierpi człowiek z jakiegoś powodu (np. z powodu faktu bycia palaczem). Chciałby się uwolnić od tego problemu. OD TEGO PROBLEMU. Człowiek spotyka Boga. Dostrzega, że Bóg widzi inaczej. BÓG ZACZYNA OD INNEGO PROBLEMU. INNA KOLEJNOŚĆ.
Bóg, zdaje się, daje pokorę. Doskonałość ? Być może... Na końcu.
Czego, w moim przekonaniu, brakowało mi pod względem moralnym w 84 roku ? Abstynencji od papierosów. TO BYŁA MOJA KONCEPCJA NA DOSKONAŁOŚĆ. Tfu 🤮
Bóg ma prawdziwą koncepcję.
👏
biniobill
@polski
Papierosy to trzeba rzucić i to własnymi siłami. Samemu się w ten nałóg weszło więc samemu musi się wyjść. Tyle teorii.
Nałóg ten jest nie do pokonania chociaż z zewnątrz wygląda niewinnie i dosyć powabnie ze względu na przytłaczającą reklamę producentów tego narkotyku. Bez pomocy i ciągłego motywowania się do pozostawania w abstynencji ponowny powrót do nałogu jest nieunikniony i …Więcej
@polski
Papierosy to trzeba rzucić i to własnymi siłami. Samemu się w ten nałóg weszło więc samemu musi się wyjść. Tyle teorii.
Nałóg ten jest nie do pokonania chociaż z zewnątrz wygląda niewinnie i dosyć powabnie ze względu na przytłaczającą reklamę producentów tego narkotyku. Bez pomocy i ciągłego motywowania się do pozostawania w abstynencji ponowny powrót do nałogu jest nieunikniony i trzeba się z tym borykać przez całe życie chociaż z biegiem czasu jest już lżej i wystarczy tylko nie ulegać chwilowym słabostkom: miły zapach tytoniu, sytuacje w których zawsze się paliło.
To tylko jeden z nałogów czyli przejawu zniewolenia, którym możemy się obciążyć. Jedno z lżejszych uzależnień i pozwalających w miarę komfortowo spędzać pierwsze lata życia ale niestety pod koniec objawiające się wrednym kaszlem, dusznościami i ogólnym spadkiem odporności organizmu nie mówiąc już o oczywistym zagrożeniu, które jest wypisane literami jak byk na opakowaniach papierosów.
Powodzenia w walce.
polski
Jeszcze coś dla ograbionych (bo zdaje się, że z myślą o ograbionych Anja wstawiła to medium). Jesienią 1984 roku, jako półroczny (neo)katechumen brałem udział w rekolekcyjnym spotkaniu (w kaplicy św. Józefa na Jasnej Górze). Pojechałem na nie mając górę problemów, ale tylko jeden problem moralny: paliłem papierosy. Katechizowała ekipa, której szefem był Stefano Genarini, którego z włoskiego …Więcej
Jeszcze coś dla ograbionych (bo zdaje się, że z myślą o ograbionych Anja wstawiła to medium). Jesienią 1984 roku, jako półroczny (neo)katechumen brałem udział w rekolekcyjnym spotkaniu (w kaplicy św. Józefa na Jasnej Górze). Pojechałem na nie mając górę problemów, ale tylko jeden problem moralny: paliłem papierosy. Katechizowała ekipa, której szefem był Stefano Genarini, którego z włoskiego na polski tłumaczył jezuita O. Alfred Cholewiński. W czasie przerwy jak zwykle miałem tylko jedną myśl - zapalić papierosa. Pod jednym z drzew zobaczyłem kilka osób, niektórzy palili. Ośmieliło mnie to, przyłączyłem się do nich, owszem, rozmawiałem w tym braterskim kółku palaczy; zorientowałem się, że jeden z nas to nasz katechista.
🤐 Wniosek: Pan Bóg nie tylko zniża się do ludzi ograbionych, lecz ich potrzebuje do głoszenia Dobrej Nowiny. Odwagi ! 👏 Czas uzdrowienia należy do Boga - nadal jestem palaczem. 🚬 (Na Jasną Górę w 1984 roku pojechałem po to, by nawrócić się z palenia papierosów. "Człowiek myśli, Pan Bóg kryśli") 😀