Byłam tam na żywo nieco spóźniona nie miałam miejsca siedzącego ale muszę powiedzieć że to była prawdziwa uczta dla duszy i ciała ,nigdy w życiu nie byłam na tak długiej mszy i nie czułam zmęczenia, wręcz odwrotnie mogłam modlić się z x .Piotrem nawet do samego rana .To chyba te złapane anioły krążące nad Grzechynią spowodowały że czułam jakby mnie unosiły do góry.A jaka kolacja mniam mniam .

Na stole wyroby własnej roboty - świeży smalec,serek, dżem,wędliny, skrzydełka pieczone ,kiełbaska i chyba własnoręcznie wypiekany chleb.Jeszcze stamtąd nie wyjechałam a już chciałam tam wracać ,szkoda tylko że tak daleko mieszkam .A te nerki grające u ks.Piotra to jak sam kiedyś powiedział do swojej mamusi to dar od BOGA,gdyby był flegmatyk to większość by nie tylko drzemała i ziewała ale pewnie spała i chrapała.Dyscyplina musi być utrzymana ,nawet pieska miśka xp obowiązuje który nigdy nie słyszałam żeby zaszczekał w czasie nabożeństwa ,natomiast na polu wesoło merdał ogonem cały czas poszczekując.

w 14 minucie ks Piotr wyznaje że po raz pierwszy w życiu się powstrzymał i nie wybuchnął...


ps
Jeśli chodzi o internautów i tak nam to nie przeszkadzało zbytnio do tej pory, a nawet można powiedzieć te nerki grające i wybuchy przeszkadzają telewidzom usnąć w czasie kazania...